W nadchodzącym tygodniu miną trzy miesiące mojej diety. Trudno mówić o jakiś wyrzeczeniach, ale chwilami nie jest łatwo. Tylko że są efekty. I wtedy, gdy jest ciężko, patrzę na to, co osiągnęłam, uświadamiam sobie, że się lepiej czuję i to rekompensuje mi trudy. Przedwczoraj pękło 10 kg. Kupiłam sobie krokomierz i chcę sprawdzić, ile co dzień chodzę. Tak szacunkowo, bo o szczegóły nie chodzi. Naprawdę efekty ponoć są, gdy chodzimy 10 000 kroków dziennie. Muszę sprawdzić, ile kroków robię normalnie żyjąc i ile muszę dołożyć do tej puli. Obecnie od świąt nie trzymam się już restrykcyjnie diety: listków sałaty, jednej rzodkiewki, 121 gram mięsa :). Staram się jeść szacunkowo, porównując to co pochłaniam z tym, co jest w rozkładzie diety. Chcę się przygotować to wyjścia z niej. Chce się także nauczyć jeść, minimalizując wyrzeczenia a nie przydawać wagi. Przede mną jeszcze co najmniej 6 kg. No może do 8, aby w okresie stabilizacji ta tolerancja weszła w ewentualne jo-jo.
Efekty są widoczne już od pewnego czasu. Ciekawe jest to, że chudnę równo w każdym prawie miejscu, co nie jest tak oczywiste przy dietach. Mam zatem szczęście. Część odzieży musiałam już wymienić. Spódnice nie dają się już nawet z paskami nosić. Nawet te, które ponad miesiąc temu zwęziłam :(, a może :). Wymieniłam wszystkie, no i nawet nowe staniki. Nareszcie!, ten mój poprzedni biust mnie po prostu wkurzał. Nie rozumiem kobiet, które mają kompleks małego biustu. Wcale nie czuję się mniej kobieca z 80B, czasem C niż z 85C. Niektórych Triumphów było szkoda, ale co tam, kupiłam nowe. Okazało się także, że teraz pasują mi staniki z Maksa&Spencera. Udało mi się upolować dwa idealne na moje maluchy za śmieszną cenę 15 złotych, na wyprzedaży!!! Cieszyłam się jak dziecko. Jak to łatwo niektórym babko zrobić przyjemność taką bzdetą :)
Dziś na zewnątrz jest bardzo zimno, choć słonecznie i termometr tego nie pokazuje. Odczuwalna temperatura wskazuje na minusy. Musiałam dziś szoferować, ździebko zmarzłam na cmentarzu, ale wykorzystałam po raz pierwszy nowe okulary przeciwsłoneczne, także upolowane u Maksa. Oczywiście za śmieszną cenę 20 złotych. Mają te specjalne jakieś tam szkła z antyrefleksem. Mam takie po raz pierwszy i stwierdzam, że jest różnica. Dotąd zawsze kupowałam okulary w marketach za 5,90 albo niewiele więcej. Następnie po roku po prostu wyrzucałam, jak zmieniała się moda. Spełniały moje niewielkie wymagania, bo ja taka życiowa minimalistka jestem. Przy okazji kupna krokomierza najdłam także za bezcen okulary do samochodu, takie zachodzące na skronie i także z tym antyrefleksem (nie mylić z refluksem) :). Nie zdążyłam dziś ich wypróbować, ale już niedługo.
Przeszłość, o której tak niedawno pisałam, stała się częścią mojego życia i bardzo dobrze się z tym czuję, choć jest to mała kupka nieszczęścia. Jeszcze nie wiem, jak sobie poradzę z drobnymi problemami, ale mam nadzieję, że rozwiązanie się znajdzie. Chce mi się co dzień wstawać i widzę jakiś sens, a to już bardzo dużo.
Dziś słucham Bacha w wykonaniu mojego kochanego Nigela Kennedy`ego. Gorąco polecam. :)