piątek, 29 maja 2015

poniedziałek, 25 maja 2015

Znalazłam się na skraju załamania nerwowego. Nie pomagają już znane mi metody radzenia sobie w trudnych sytuacjach. Zostałam sama ze swoją depresją.

Nie ma też już mojej ojczyzny, odebrano mi ją, zastępując populizmem, tanimi hasłami. Wczoraj odebrano mi ją. Dziś doskonale rozumiem, dlaczego Sokrates wolał wypić cykutę niż odwołać swoje poglądy.


Jan Kochanowski

" Nową przypowieść Polak sobie kupi,

Że i przed szkodą, i po szkodzie głupi."

niedziela, 3 maja 2015

Życie, dieta i boczny tor.

Minęło sporo tygodni od ostatniego posta. Nie miałam ani czasu, ani siły by pisać.
Czasem zastanawiam się, dlaczego w ogóle zaczęłam to stukanie tu, do czego mi to było potrzebne? Dawno temu prowadziłam zeszytowy pamiętnik. Mam gdzieś schowane dwa bruliony, głęboko ukryte. Od lat, bardzo wielu lat, do nich nie zaglądałam. Myślę, że byłabym bardzo zaskoczona tamtymi wpisami. Pewnie czytałabym jak obcy dziennik. Czuję, jak bardzo się zmieniłam, jak zupełnie inne mam oczekiwania od życia. Może nie warto wracać?

No to wymądrzyłam się ździebko :), to teraz do rzeczy.
Dieta cud odebrała mi 10 :). Literalnie 10 kilogramów, i po dziesięć centymetrów w najbardziej newralgicznych miejscach. Najbardziej cieszę się ze zmniejszenia biustu. Nie rozumiem tych babek, które powiększają sobie biust. Wyszczuplały mi także nogi ;). Do idealnej wagi bardzo dużo mi jeszcze brakuje, ale nie jest to moim celem. Przede mną jeszcze 5 kg maksymalnego zrzutu. Jeśli stracę więcej, zamkną mnie jako anorektyczkę ;).

Nim jednak ruszę do boju z tymi 5 kg, muszę pozałatwiać pewne sprawy.
Na pierwszym miejscu jest praca. Na ten moment udało mi się wytargować rok. Niewiele, ale lepsze to niż nic.  Parę dni temu w jednym z filmów usłyszałam takie zdanie: "Trzeba walczyć o swoje". Ot, takie tam zdanie, słyszane wielokrotnie. Jednak tym razem odebrałam je zupełnie inaczej. Uznałam, że muszę jednak zawalczyć. Tak jak przeciwnik pozwala. A przeciwnik walczy bardzo nieuczciwie, choć w majestacie prawa. No bo takie mamy prawo. Podejmując walkę, nic nie tracę. Przeciwnik nie ma moralnego kaca. Nie zniżę się do pewnych jego zachowań i metod. Ale zawalczę. Wiedzieć coś bliżej będę dopiero w drugiej połowie maja. Teraz pozostaje mi cierpliwość.

Staram się psychicznie trzymać, choć nie jest to łatwe. Myślę, że wiele zawdzięczam moim Przyjaciółkom. Nie pozwalają mi się poddać, otwierają nowe horyzonty, pokazują, że życie jest poza moją pracą, no i sama praca jest także poza moją pracą. Bo może nawet nie wiem, że nadaję się do innej profesji niż ta, którą wykonuję. Przecież nigdy niczego innego nie spróbowałam. Nie znam swoich możliwości. "Tyle wiemy o sobie, ile nas sprawdzono" - prawda? 
A Córcia moja mówi: "Mamciu, zaufaj temu co Boskie. Denerwujesz się i martwisz, bo ufasz temu co ludzkie". No tak, ale wtedy tracę nad czymś kontrolę, a to sprawia, ze się denerwuję. No i jestem w punkcie wyjścia. 

Piękna choć chłodna niedziela. Nie mam na nią pomysłu. Przede mną trudny, bardzo pracowity tydzień, a potem dwa następne. Bez przerwy, bo nawet w weekend pracuję. Nie chce mi się ruszać z domu. Poleżę na pięknie posprzątanym i wystrojonym w kwiaty balkonie :).
Miłej niedzieli :)