piątek, 26 czerwca 2015

Bonifacy

Kiedy kwitły bzy, Bonifacy uwielbiał siadać przy otwartym oknie i całym sobą pochłaniać ich zapach. Był szczęśliwy, gdy Aga była obok, bo wtedy właśnie dom był kompletny. Jego dom był zawsze tam gdzie ona.
Nie pamięta, jak znalazł się pod choinką 24 grudnia 1962 roku, ale od tej chwili czuł, że jest kochany i potrzebny. Był czas, że chodził, trzymany za łapkę do przedszkola, a potem, gdy Aga utworzyła na kanapie szkołę, był posłusznym uczniem - prymusem. Najbardziej lubił jednak te chwile w Gaju Małym, gdy razem w ciszy przemierzali bezdroża i buszowali w zbożu. Szeptali sobie to ucha, nucili piosenki. Potem razem zbierali porzeczki i agrest. Wyjadali z aksamitnych łódeczek zielone kuleczki groszku. A kiedy krople deszczu dzwoniły o szyby, siedzieli przytuleni w pokoju przy rozgrzanym piecu.
Ale po paru latach Dziadkowie odeszli i Gaj sprzedano.
 Aga urosła, zmieniła miejsce zamieszkania, ale nie zapomniała o Bonifacym i zabrała Go ze sobą. Nie miała jednak już czasu na wspólne pogawędki. Samotnie siedział w pokoju na kanapie i czekał na coraz rzadsze wspólne chwile.
Kiedyś Aga przyprowadziła takiego dużego pana, a potem zawiniątka, które krzyczały. Bonifacy w tajemnicy zaglądał do łóżeczka, cichutko szeptał do małych uszek. Nie znalazł jednak nowych przyjaciół. Nie znalazł bratniej duszy.
Maluchy podrosły, a Boni siedział smętnie w kącie.
Pewnego razu Aga, już bardzo dorosła, podniosła go z ziemi i zobaczyła, że jej przyjaciel z dzieciństwa jest chory. Oczka zrobiły się dużo mniejsze, z otwartych ran zaczęły sączyć się płyny.
Bonifacy odchodził.
Dziś siedzi po tamtej stronie tęczy, a Aga nie może sobie wybaczyć, że w porę nie znalazła odpowiedniego leku, że tak bardzo zaniedbała przyjaciela. A przecież wystarczyła odrobina serca, pamięci.
Bonifacy jest jednak cały czas z nią.

Przyjaciel z dzieciństwa.